środa, 17 grudnia 2014

Bieganie i wiatry

od jakiegoś czasu (od miesiąca i trzech dni) BIEGAM!

powody są dwa: kilogramy i chęć uczestniczenia w zawodach, może kiedyś maraton.

i jak to facet otoczyłem się elektroniką, słuchawkami, smart-fonami i aplikacjami.

Aplikacja moja to plan treningowy bardzo początkowy, który staram się sumiennie wykonywać.

Jako, iż trenuje w momencie gdy potomstwo już śpi, tak to też wychodzi najczęściej na godzinę około 22/23.

Trening jest zróżnicowany i co któryś raz zakłada 50 minutowy spacer i to właśnie było dzisiaj.

zaprzęgam więc psa i idziemy... muzyka w uszy... idziemy! Cholera ale się nie chce... ale nie IDZIEMY!!!!!!!!

wieje! Matko jak wieje, za to ciepło, a my z psem idziemy.

Orkan Aleksandra pokazuje ze jest silną niezależna kobietą. Swoja drogą czy ktoś się zastanawiał dlaczego zazwyczaj taka furia ma kobiece imię? ja trochę wiem... ale to innym razem.

Idziemy ja i mój dzielny kompan. Docieramy do dworca świeżo odnowionego i pomysł, zrobię zdjęcie bo ładnie wygląda, pokażę rano rodzinie jaki to talent fotograficzny i oko sprawne.

wyciągam telefon.... otwieram aparat iiiiii padło, bateria kaput!

połowa treningu mi się nie zapisze, nie policzy kalorii, nie doda odległości, nie zapisze trasy, aaaaa

przez głowę przelatuje pomysł aby zakończyć to bieganie... ale nie!

co najgorsze przestała grac muzyka

teraz dokładnie słyszę nocne szepty Aleksy.

jakieś głosy, jakieś stukoty, gdzieś tam siatka na drzewie trzepoce, jakaś blacha się tłucze...

nagle latarnia gaśnie a z mroku wyłania się postać... kilka postaci... no dobra mam psa to mnie obroni... hmmm patrze nie niego i wiem ze to nie realne

podbiegłby się przywitać i prosić o głaskanie... ot taki bohater. No nic idziemy twardo.
(swoja droga brakuje mi czegoś takiego ze idę sobie wieczorem i każdemu przechodniowi życzę dobrego wieczoru - może gdybym tak pierwszy powiedział?)

udało się, żyjemy! wracamy nieśpiesznie do domu.

Jutro bieg na 4 km


biegacz Mat.

P.S dowód na to że pies Bilbo jest niepomocny w ataku obronnym:


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Myszko ty moja!!

Będąc w sklepie byłem świadkiem takiej oto sytuacji:

Tata pakuje zakupy. 

Syn coś tam broi 

I nagle słyszę:

- (mówi ojciec do syna) myszko chodź tutaj. 


Pomyślałem sobie - przesłyszałem się

Ale nie. Za chwile znowu 

- myszko, podejdź tu

I tak cały czas myszko to, myszko tamto. 

No ok. Rozumiem czułości i miłość i ze to podyktowane jest miłością i o wiele lepiej tak niż z krzykiem i epitetami. No ale!!

Jakiś czas temu - jak już poznaliśmy płeć naszego kolejnego potomka - Aga zaczęła panikować. 

W sumie to nic zaskakującego...

Panika owa nie była zwyczajną paniką (nauczyłem sie rozróżniać ) dotyczyła bowiem troski a zarazem pytania, jak wychować syna? Z córką sobie jakoś radzimy, ale co z synem? Jak postępować aby był ciekawy świata, odważny uśmiechnięty zaradny a przy tym empatyczny i sprawiedliwy? 

No i tu moja rola, ojca, zarazić ciekawością świata i nauczyć zdobywać to co nieosiągalne. 

No ale jak mówisz do SYNA myszko to może nie na 100% ale podświadomie możesz kodować "ciepła kluche" 

Przecież jest tyle zwierząt. Walecznych zwiarząt

Tygrys, rekin czy na przykład Borsuk.

Borsuk jest super... Można skrócić do BORS a to już brzmi jak imię wikinga! Prawda Ragar?

A myśląc o waleczności wcale nie mam na myśli wojny czołgów i karabinów. (może trochę)

Drogie Panie, wychowujcie swoich synów na takich, jakich byście chcieli dla swoich córek!


Wiking mat.